wtorek, 25 września 2012

Ziemniaki z niespodzianką


Jeśli ziemniaki na Waszych talerzach występują tylko w postaci tłuczonej jako dodatek do mięsa - czas to zmienić! Ziemniak sam w sobie może stać się przepyszną potrawą - szczególnie, jeśli wypełnicie go równie smakowitym nadzieniem.
Ja takie ziemniaki pierwszy raz jadłam, kiedy odwiedziliśmy A. Sprawdziły się świetnie jako przekąska na wieczornym spotkaniu w towarzystwie trunków ;). Trochę czasu już minęło od tamtego spotkania, niemniej ich smak utkwił mi w pamięci i postanowiłam powtórzyć je w domu - tym razem jako danie obiadowe w towarzystwie kubeczka barszczu czerwonego.

Ziemniaki z niespodzianką: 
kilka młodych ziemniaków (ok. 2 na osobę, jeśli są mniejsze to śmiało więcej)
boczek wędzony gotowany (nie podam ilości, bo wzięłam go 'na oko')
kostka sera feta
por 
olej do posmarowania blachy

Ziemniaki szorujemy szczoteczką, a następnie gotujemy w mundurkach przez około 15 minut - muszą pozostać twardawe.
W tym czasie boczek kroimy w drobną kostkę i podsmażamy - nie dodajemy tłuszczu!!! Boczek ma go wystarczająco wiele ;). Pora kroimy wzdłuż na pół, dokładnie myjemy, kroimy w półplasterki. Kiedy boczek zacznie się rumienić, dosłownie na chwilę dorzucamy pora - wystarczy, aby odrobinę zmiękł.
Ziemniaki odcedzamy. Kroimy na połówki i delikatnie wydrążamy łyżeczką - pozostawiamy trochę miąższu w łódeczce. Wydrążoną resztę tłuczemy tak jak zwykłe ziemniaki 'do obiadu'. 
Do potłuczonych ziemniaków dodajemy boczek, por i fetę, wszystko razem dokładnie mieszamy. 
Ziemniaki układamy na blasze lekko posmarowanej olejem. Łyżeczką nakładamy do nich nadzienie. 
Zapiekamy przez 20 -30 minut w temperaturze 180C (mogą się lekko zbrązowić). A potem zajadamy!
Smacznego ziemniaczanego :) 
Continue reading...

wtorek, 11 września 2012

Zmiany, zmiany... :)


Karola kiedyś pisała o małej-wielkiej rewolucji, to tym razem kilka słów ode mnie :).
Wraz z T. przygarnęliśmy dwóch nowych przyjaciół:
Teraz to oni pochłaniają większość uwagi, także tej jedzeniowej ;). Póki co zamieniłam przeglądanie durszlaka i blogów kulinarnych na poszukiwanie informacji o karmieniu kociąt, ale oczywiście nie zarzucam gotowania :).
Wręcz przeciwnie! Kotki pojawiły się u nas, bo już całkiem niedługo będziemy mieli okazję przekonać się, jak to jest wspólnie mieszkać. A ja będę szaleć w kuchni :). Skupiam się teraz na wymyślaniu prostych, szybkich, acz smacznych dań. Celem jest zabieranie jedzenia z domu i ograniczenia obiadów 'na mieście', a także zjadania drugiego obiadu po przyjściu do domu - a zatem inspiracje z gatunku lekkich kolacji także mile widziane. Poza tym chciałabym wrócić do domowego wyrobu sushi (całe dla mnie, bo T. nie lubi :D) i je także zabierać w swoim pudełku. Zamierzam także pokombinować z kanapkami i ich zawartością. Mam nadzieję, że w niedalekiej przeszłości pojawiać się tu będą właśnie proste i szybkie przepisy oraz pomysły na to, co zabrać do pracy/szkoły. 
Tymczasem życzę Wam miłego tygodnia i pozdrawiam od kociaków - rozrabiaków ;).
Continue reading...

piątek, 7 września 2012

Czekoladowe ciasto z niespodzianką


Wszyscy znają już ciasto marchewkowe, ale marchewka nie jest jedynym warzywem, które pojawia się w słodkich wypiekach.
Dzisiejszą niespodzianką w cieście jest... cukinia :). Ostatnio na durszlaku można znaleźć wiele propozycji na słodkości w jej towarzystwie, ja zdecydowałam się oprzeć na przepisie Pysznej pasji, który nieco zmodyfikowałam i efekt jest bardzo zadowalający! Mocno czekoladowe ciasto z nutką kawy, wilgotne, ale nie ciężkie, za to miękkie i delikatne. Cukinia dodaje mu lekkości i wilgotności, ciasto po kilku dniach jest tak samo 'świeże' jak w dniu pieczenia. Szczerze polecam! :)
Przepis podaję już po swoich modyfikacjach:
cukinia
1 tabliczka gorzkiej czekolady
kostka miękkiego masła
2 łyżki oleju
100g cukru brązowego
100g cukru białego
aromat waniliowy
1 łyżeczka sody
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
3 jajka
ok. szklanki jogurtu naturalnego
300 g mąki
50g kakao
3 - 4 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

Cukinię obieramy i ścieramy na tarce o grubych oczkach,  na sitku odciskamy nadmiar soku. Czekoladę siekamy, odstawiamy z cukinią i bierzemy się do ciasta ;).
Masło miksujemy. Po kolei, ciągle miksując, dodajemy: cukry, aromat, sodę, proszek, sól, jajka.
Miksujemy na wolnych obrotach i dodajemy powoli i naprzemiennie pozostałe składniki, czyli mąkę, jogurt, kakao i kawę. Na koniec dodajemy cukinię i czekoladę, wmieszujemy je łyżką.
Formę (ok. 24 x 30 cm) wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy ciasto. Ja piekłam je ok. 35 minut w 180C, ale zawsze warto sprawdzić patyczkiem.
W cieście wyraźnie czuć kawałki czekolady, mniam :).
Continue reading...

wtorek, 4 września 2012

Prawie jak tarta --


... ale za to jaka pyszna!

Ola często zadaje mi pytanie, kiedy w końcu rozwiążemy brak piekarnika w tym mieszkaniu. Najbardziej prawdopodobny termin to dopiero wyprowadzka w inne miejsce. Na początku było to bardzo uciążliwe, dziś myślę o tym jako pewnej szansie na odkrywanie nowych przepisów, których nigdy bym nie zrobiła, bo wolę pizzę T czy muffinki. Jak tylko się przeprowadzimy, wróci pieczenie chlebów i ciast... na razie cieszę się tym, że bez piekarnika przychodzą bardzo, bardzo niskie rachunki ;)

A kiedy przyjdzie ochota na coś słodkiego, zawsze można spróbować swoich sił w walce i poszukać przepisu bez pieczenia, prawda? :)

Inspiracją do mojego przepisu był wpis na niekulinarnym zupełnie blogu tekstualnej.

Dziś moja prosta, ale bardzo efektowna wariacja.

Prawie-tarta na zimno


  • 100 g herbatników, ciastek typu digestive lub krakersów na spód (cienki, jeśli lubicie grube spody dajcie ich nieco więcej)
  • 2-3 łyżki roztopionego masła
  • 500g serka marscapone
  • 3 łyżki cukru
  • maliny lub inne owoce sezonowe do dekoracji
Spód najlepiej przygotować wieczorem poprzedniego dnia miksując ciasta z masłem i wylepiwszy (ach, imiesłowy na -wszy, plaga moich studiów!) formę, najlepiej silikonową ciasteczkowym spodem. Zostawiamy na noc.
Następnego dnia marscapone miksujemy z cukrem na puszystą masę. Nie podjadamy! Wykładamy ją na spód i dekorujemy owocami. Można jeść od razu, jednak moim zdaniem ciasto zyskuje, gdy kilka godzin na przegryzienie się w lodówce. Pyszne i proste. Polecamy!!! :)




Continue reading...

poniedziałek, 3 września 2012

Czy kawiarnie mogą być okropne? Tego w Warszawie (nie) lubię! #8


... czyli post zdecydowanie mało pochwalny!

Jak już wiecie, od pewnego czasu naszą bazą wypadową i miejscem, gdzie wracamy codziennie po pracy jest bardzo urokliwa dzielnica Warszawy - Żoliborz. Mieszkałam już w różnych miejscach w tym mieście i każde z nich ma swój urok. Żoliborz z racji świetnego położenia i kosmicznych cen jest bardzo drogi, stąd mieszka tu dużo mniej młodych ludzi niż w 'młodszych' częściach miasta. Jest to jednak nad wyraz urokliwa część miasta, pełna parków, zieleni i małych, kameralnych uliczek. Największym parkiem w okolicy jest Kępa Potocka, którą odwiedzamy bardzo często na spacerach, podczas biegania (trasy dla biegaczy 2 i 5 km), czy kiedy uczymy się (nieudolnie!) jeździć na rolkach.

Koło 'Spotkania' przechodziliśmy wielokrotnie, i wielokrotnie ściskałam T za rękę mówiąc, że to piękne miejsce i chcę tam kiedyś pójść. Światła na tarasie i piękne wnętrze zapraszały nas do siebie nie raz i nie dwa razy kiedy trzymając się za ręce wędrowaliśmy Krasińskiego. Pewnego dnia z pomocą przyszedł nam deszcz i niewiele myśląc weszliśmy do środka.
Jak tu pięknie! - pomyślałam wtedy. 

Wystrój i historia tego miejsca są wspaniałe, ale czy to wystarczy, by do niego wrócić?


Stare meble, stuletni lokal z klimatem, lokalizacja bardzo bliska naszemu sercu, deszcz rozpadał się na dobre. Niewielu klientów, raczej dużo starszych od nas. Pani kelnerka bardzo chciała polecić nam 'deser dnia', owoce pod kruszonką. Ponieważ z zasady unikamy rarytasów dnia, nie byliśmy zainteresowani, pani jednak usiłowała nas przekonać i to był pierwszy zgrzyt. 

Menu bogate, my byliśmy zainteresowani głównie czymś ciepłym, wybraliśmy kawę. Deszcz bębnił, a pani, zdecydowanie mniej miła niż podczas podawania nam kart, bardzo powolna, postawiła przed nami kawy: staropolską (dla mnie) oraz irish cream dla T.




I cóż... na nic się zdało wyśmienite towarzystwo i piękne wnętrze, bo kawy były po prostu okropne. Nie przesadzę, jeśli powiem, że kawa z bardzo średniej jakości ekspresu, któą pijam w pracy, biła ją na głowę. Moja staropolska z powodu niesamowicie dużego dodatku alkoholu bardziej przypominała picie drinka, kwaśnego z dziwną bitą śmietaną. Za to irish cream, której nazwa sugeruje pysznego Baileysa... nie miała go w sobie ani odrobinę. Żeby wypić swoją staropolską do końca, musiałam posłodzić ją kilkoma łyżeczkami cukru. Kawy były niewielkie, jednak cenowo przekraczały duży kubek ze Starbucksa.

Kiedy tylko deszcz przestał padać, szybko zapłaciliśmy rachunek i uciekliśmy z tego pięknego miejsca czym prędzej. Od tej pory na to ciepłe, przytulne wnętrze spoglądam tylko z ulicy, na pewno nie dam im drugiej szansy! Nie polecamy Spotkania. Ze względu na to, co nam zaserwowano i na obsługę na następną kawę wybierzemy zdecydowanie coś innego.

Czy wam też zdarzyło się, że liczyliście bardzo na jakieś miejsce na mapie kulinarnej które jednak bardzo was rozczarowało? Napiszcie nam o swoich doświadczeniach! 


Continue reading...
 

Pasibrzuchy! Copyright © 2009 Designed by Ipietoon Blogger Template In collaboration with fifa
and web hosting