Witajcie po długiej przerwie! Ola trochę mnie swoim postem zmobilizowała do napisania notki. Mam tyle roboty, a całe dwa tygodnie spędziłam na prokrastynacji i po prostu odpoczynku. Było cudownie! Teraz powoli czas wracać do szarej rzeczywistości...
Ale wcześniej chciałabym zaprosić was na zimną, mrożoną kawę po całodniowym spacerze. Zrobiliśmy tego dnia około 10 kilometrów, zwiedziliśmy nieznane zakątki Warszawy. Zmierzając do domu, zaszliśmy w końcu do lokalu, który mijaliśmy wielokrotnie. Mieści się zaraz przy wyjściu z metra i nosi nazwę Kawalerka.
Pierwsze wrażenie było pozytywne, a później już tylko zostałam utwierdzona w tym, że Sin Fronteras ma silną konkurencję! Wnętrze jest niezbyt wielkie, ale dzięki ogromnym oknom stało się bardzo jasne i przestrzenne. Wystrój trochę kojarzy mi się z czymś, co nazwę: typową niesieciówką kawiarnią - czyli prosto, kolorowo, obowiązkowe menu wypisane kredą na tablicach, elegancki minimalizm. Tak jest i tutaj, ale ma się uczucie jakiejś takiej domowości, którego tak rzadko doświadczam w lokalach.
Bardzo miły młody (chyba młodszy od nas, starość!) pan za ladą na nasze pytanie, czy dostaniemy kawę bez lodów i bitej śmietany i przyrządził nam frappe z przepysznym syropem o smaku ciasteczkowym. W lokalu można wybrać też mleko sojowe, co np dla mnie ma bardzo duże znaczenie (a spotkałam się z nim tylko w okropnym Starbucksie). Pycha! Jako plus: są też napoje yerba mate club, trochę kanapek, zupy. Dłuższą chwilę delektowaliśmy się kawą, zanim zdecydowaliśmy się opuścić przytulne wnętrze Kawalerki. Wrócimy tu na pewno jeszcze nie raz w drodze z/do domu, w trakcie naszych pieszych wędrówek! Polecamy wszystkim którzy chcą chwilę odetchnąć, zatrzymać się gdzieś na Żoliborzu...
http://www.facebook.com/kawalerka.wilsonplac
Continue reading...